Mur w poprzek ulicy

Sławomir Buryła

„Żywcem zamurowani!” – powie narrator największej polskiej powieści o zagładzie, Chleba rzuconego umarłym Bogdana Wojdowskiego. Utwór Wojdowskiego jest swoistą epopeją getta warszawskiego rozpostartą między wiosną 1940 roku, kiedy mur zaczęto budować, a 22 lipca 1942, gdy ma początek Wielka Akcja, a z nią powolna likwidacja „dzielnicy zamkniętej”. Pisarz precyzyjnie naszkicował topografię „dzielnicy zamkniętej”: „I pewnego dnia w oczach ludzi z tej i z tamtej strony zaczęli murarze murować mur na Żelaznej i Siennej, i Wielkiej, i przez Bagno, i Próżną, i Grzybów, i Graniczną, i plac Żelaznej Bramy do Hal, zamykając tak dzielnicę południową. I to było małe getto. A dalej mur ciągnął się Chłodną do Ptasiej, Przechodnią do Długiej, Mylną do Przejazdu, Świętojerską do Ciasnej, Koźlą na Przebieg, przez Pokorną, Stawki, Dziką i Okopy, zamykając dzielnicę północną. Tam było duże getto. A w poprzek ulicy Chłodnej w pobliżu kościoła św. Karola stanął most drewniany i połączył obydwie odcięte linią tramwaju dzielnice”. Mur przecinał ulice w poprzek – tak jak przecinał rodziny i ich losy, etniczne i tożsamościowe deklaracje.

Getto warszawskie nie było pierwszym z kilkuset, jakie stworzono na ziemiach II Rzeczpospolitej po 1 września 1939, a mimo to stało się ono niejako korelatem świata wydzielonego wysokim murem. Hitlerowski oprawca chętnie mówił o dzielnicy zamkniętej jako o formie ochrony ofiary – miała się ona poczuć bezpieczną wśród swoich, wolną od ataków prześladowców i antysemityzmu. Jednak ta wizja kryje w sobie przewrotny sens, który chcę tu przywołać: „Mur – dowodzi Justyna Kowalska-Leder – staje się […] rodzajem zasłony, za którą odbył się pierwszy etap Zagłady. […] Mur byłby […] fizyczną przeszkodą uniemożliwiającą kontakt z rzeczywistością Zagłady, a także parawanem, za którym rozgrywało się niewidoczne dla Polaków ludobójstwo”. Staje się wizualnym symbolem odseparowania Polaków i ich żydowskich sąsiadów, miarą różnicy losów dwóch narodów i jedną z przyczyn niezrozumienia owej różnicy przez polskich świadków. Przeinaczali się oni w „pół-świadków” przekonanych, że to nie jest do końca ich sprawa. Gdy czegoś nie widzimy, łatwiej nam zapomnieć. Był więc mur rodzajem psychologicznej i moralnej pułapki zastawionej na świadka. Jej skutki dopiero od niedawna zaczęły do nas w pełni docierać.

Moment powstania warszawskiego getta (16 listopada 1940 roku) oznacza właściwy początek tzw. gettoizacji. I już z tego tytułu sytuowany jest w obszarze historii żydowskiej. A tymczasem powinien być jedną z ważniejszych dat w dziejach okupacji ziem polskich.

*

Niemal równolegle, gdy kładziono pierwsze cegły w murze, pisarze, niekiedy amatorzy (jak dowodzi tego choćby zbiór pt. Tango łez śpiewajcie muzy) podjęli trud utrwalenia w słowach i zrozumienia „świata za murem”. Poezja, proza, dzienniki, rozproszone notatki (często nieukończone, pojedyncze strony) stawały się dokumentem postępującej eksterminacji miasta, ale i wyrazem jego niezgody na Zagładę.

Miejsce za murem zrodziło literaturę wielkiego formatu – na miarę światową. Wśród tekstów powstałych hic et nunc, w bezpośredniej bliskości dokonującej się apokalipsy, znajdziemy słynne Campo di Fiori Czesława Miłosza, Metę Ludwika Heringa oraz opowiadania Jerzego Jurandota. Jednak największym, konsekwentnym kronikarzem getta był Władysław Szlengel. Zbiór Co czytałem umarłym jest tego znakomitym potwierdzeniem.

Literatura o warszawskiej dzielnicy zamkniętej, a później przede wszystkim film, stała się źródłem toposów organizujących pamięć zbiorową. Do nich należy MUR – synonim getta. Topos ten odsyła do innych: TAMTA STRONA/ARYJSKA STRONA, SZMUGLER/MAŁY SZMUGLEREK, STARY DOKTOR, ŻYDOWSKIE DZIECKO, SZMALCOWNIK, ŻYDOWSCY KOLUMBOWIE, KARUZELA. One same z kolei – choć wyrosłe z konkretnego doświadczenia historycznego i topograficznego – nie są tylko częścią rodzimej poezji czy prozy. Trafiły do światowego dziedzictwa literatury Holocaustu.

Choć brzmi to okrutnie, jednak każdy z wymienionych topoi sytuuje się po stronie życia. Mówiąc dokładnie, odsłania różnorakie formy egzystencji w sytuacji granicznej. Ona to determinowała pojawienie się takich zjawisk, jak szmugiel. „Getto żyło Warszawą – Warszawa żyła gettem”, słyszymy w Mecie Heringa. Całkowita izolacja bowiem oznaczałaby śmierć tej części stolicy, w której zamknięto trzecią część jej obywateli. Aby przeżyć, ARYJSKA i NIEARYJSKA STRONA musiały wejść w rodzaj trudnej symbiozy. Jej postacią był szmugiel.

Pośród loci communes Holocaustu jeden jest szczególny. Jego wyjątkowość nie zasadza się na liczbie wspomnieniowych, literackich czy kulturowych reprezentacji. Jego ranga jest mocno powiązana z najmroczniejszym aspektem eksterminacji. UMSCHLAGPLATZ najlepiej określa miejsce, którego już nie ma (miejsce-po-miejscu). Tak jak fragmenty muru, które pozostały, przetrwały do dziś, również Umschlagplatz jest widomym znakiem tego, czego już nie ma, ale które nie przestaje ewokować duchów zmarłych – pomordowanych.

*

Z kilku powodów getto warszawskie jest najlepiej reprezentowane w piśmiennictwie polskim – zarówno w opracowaniach naukowych, tekstach wspomnieniowych, jak i literackich. Jedną z przyczyn jest z pewnością rozmiar miasta za murem (największego w Europie), drugą zaś jego tragiczna historia (ta znaczona wywózkami, Grossaktion i ta, której początek dały wydarzenia z 19 kwietnia 1943 roku).
Losy getta zaludniały także polską pamięć zbiorową. Na różne sposoby wizja dzielnicy zamkniętej kształtowała świadomość polskich świadków. Odmiennie utrwaliła się w pamięci „aryjskich” obywateli, którzy przekroczyli bramę prowadzącą za mur. Inaczej przecież widział getto granatowy policjant, inaczej polski szmugler, a jeszcze inaczej ktoś, kto wchodził tam „prywatnie” (do kogoś bliskiego) albo ten, kto nigdy nie widział sceny za murem, a jedynie znał je z opowieści znajomych. Inaczej działo się (dzieje) to w przypadku młodszego pokolenia urodzonego po roku 1989, osób, dla których „czasy pogardy” to wydarzenia z odległej przeszłości, historia skrywana w książkach, filmach, w Internecie.

Udziałem współczesnych autorów – dorastających w Polsce po okresie cywilizacyjnej i kulturowej transformacji – staje się pisanie post factum. Wedle różnych kluczy twórcy próbują dziś dotrzeć do rzeczywistości spopielonej, niemal doszczętnie wymazanej z przestrzeni stolicy. Jacek Leociak deklaruje: „Jest to uobecnianie pustki. Ocalony wypełnia ją ułamkami pamięci fragmentarycznej, okaleczonej, zatartej. Wszyscy pozostali skazani są na projekcję własnych wyobrażeń”. Piotrowi Pazińskiemu (Ptasie ulice), Igorowi Ostachowiczowi (Noc żywych Żydów) czy Sylwii Chutnik (Muranoo z tomu pt. W krainie czarów) pozostaje rekonstrukcja rzeczywistości – ludzi i zdarzeń, których już nie ma. Jednak ich celem nie jest tylko rekonstrukcja dokonana w umyśle artysty. Idzie o coś więcej – o pobudzenie wyobraźni odbiorcy i „wdrukowanie” w nią dawnej dzielnicy zamkniętej, ożywienie, które miałoby przywrócić pamięć o duchach „niepogrzebanych” dawnych mieszkańców. Efektem takich zabiegów – połączonych z różnorodnymi aktywnościami artystycznymi podejmowanymi bezpośrednio w obrębie granic dawnego getta – ma być ukonstytuowanie się przestrzeni symbolicznej. Nowej, ale mocno zakotwiczonej w tym, co minione, a wciąż niedostatecznie wydobyte i wyświetlone.

Sławomir Buryła – literaturoznawca, profesor na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się literaturą współczesną (zwłaszcza czasów wojny oraz Holokaustu), współautor i redaktor monografii Literatura polska wobec Zagłady (1939–1968) (razem z Dorotą Krawczyńską i Jackiem Leociakiem); ostatnio wydał Rozrachunki z wojną (Warszawa 2017) oraz Wojnę i okolice (Warszawa 2018).